A my sadzimy, sadzimy, sadzimy

Dziś udaliśmy się z Kasią na znane podwórko, gdzie gościliśmy już wcześniej i gdzie ogródki na tyłach mają dwóch opiekunów: Damiana po prawej i pana Tadeusza po lewej. Ale zaczęliśmy od pierwszej części podwórka, od Maryjki, wokół której było trochę zieleni i uschłe jałowce. Ustaliliśmy, że ogródkiem zajmuje się pan Andrzej, którego jednak nie było. Żona pana Andrzeja jednak bardzo przyjaźnie odniosła się do naszej inicjatywy i pozwoliła nam działać z dużym gronem dzieci w wieku 2-6 lat plus jednym chłopcem ok 11 lat. Nawet zadzwoniła do męża i przekazała nam pozdrowienia i podziękowała „w imieniu mieszkańców tego podwórka”.

Po tym gdy mieliśmy już zielone światło ze strony autorytetów podwórkowo-ogródkowych, przeszliśmy do dzieła. Ten starszy chłopiec miał dużą potrzebę działania i rządzenia się, ustawiał maluchy, zabierał im łopaty, popychał, polewał je konewką. Działał z dużym rozmachem, jak sadził piwonię potrafił zdeptać 5, jeśli nie 10 kwiatków obok niej, a jak lał konewką, to zdejmował czubek i urządzał iście biblijny potop. I tak próbowałem uczyć go delikatności jako cnoty ogrodniczej… W końcu znaleźliśmy na niego formułę by dawać mu robotę i iść za tym co on robi. Chłopak zaczął kopać doły w sytuacji, gdy już nie było ich potrzeba i pozwoliłem mu kopać i zasypywać. Maluchy podążały za nim i też kopały dołki i je zasypywały. Energia znajdywała ujście.

W pewnym momencie po posadzeniu paprotek koło Maryjki, gdzie jest mało Słońca i mało co się przyjmuje, działaliśmy w najdalszej części podwórka. Uruchomiliśmy proces decydowania czy sadzić piwonie i truskawki w grodzonej części Damiana czy w otwartej części pana Tadeusza, gdzie  nawet 4-latki mówiły „psy tam srają”, a dwie mamy kulturalniej wyjaśniały, że „psy tam się załatwiają”. Ja wcale nie widziałem tam pozostałości psiej działalności. Doszło do kompromisowego podziału roślinek, na co Damian się chyba obraził, bochciał by wszystko poszło do jego części.

Na koniec usiadłem z panem Tadeuszem na ławeczce i gospodarz podwórka chciał podzielić się ze mną czymś co bym nazwał „Brzeską tantrą” czyli sposobami na zdobycie serca kobiety, „tak że będzie ci jadła z dłoni”.  Sposoby wypracował i zaobserwował w trakcie 40-letniej praktyki kelnera w pewnym barze na Powiślu. Ale to już wiedza stricte ezoteryczna, nauki trzeba pobierać u źródła…

Ze szpadłowym pozdrowieniem,

 

Piotr i jego ekipa